poniedziałek, 27 listopada 2017

I jeszcze o zwierzętach

Książki o zwierzętach nigdy się Małemu nie znudzą.
Oto dwie kolejne wypatrzone na bibliotecznym stoliczku.

Ewa Nowak "Kot, który zgubił dom"




To druga już czytana przez nas książka z serii "Poczytaj ze mną". Pierwsza "Na ratunek Karuzeli" została zakwalifikowana do działu PRZYGODA, zaś "Kot, który zgubił dom" to REPORTAŻ.
Na kartach tej książki przenosimy się do Iraku, kraju, w którym toczy się wojna, a jego mieszkańcy zostawiają swoje domy i na prowizorycznych pontonach uciekają do Europy. W trakcie takiej przeprawy ginie Kunkush, ukochany biały kot pewnej rodziny. To dramat zarówno dla zwierzęcia jak i dla dzieci. Na szczęście dzięki ludziom dobrej woli na historia ma szczęśliwe zakończenie.
Mały wysłuchał opowiadania z wielkim zainteresowaniem. nie przejął się w ogóle wojną w dalekim kraju i tym co czuja ludzie, którzy muszą uciekać ze swoich domów. Najważniejszy był dla niego kot. Ogromnie poruszyło go jak bezdomny, głodny i brudny Kunkush błąkał się po Grecji. Odetchnął z ulgą kociak znalazł tymczasowy dom, a później połączył się ze swoimi bliskimi. Taki to już kociarz z tego mojego synka.



Barbara Gawryluk "Baltic, pies, który płynął na krze"



Początkowo wydawało mi się,że tę książkę już kiedyś czytaliśmy. Okazało się, że historię Baltica znał tylko Młody, Mały zaznajomił się z nią dopiero teraz. Ta opowieść oparta jest na prawdziwych wydarzeniach. Baltic wystraszył się huku petard w sylwestrowy wieczór i uciekł ze swojego podwórka do lasu. Kilka dni błąkał się po okolicy, aż dotarł nad pokrytą lodem Wisłę. Huk lodołamaczy po raz kolejny przeraził kundelka i znalazł się on na krze. Kiedy wypłynął na wody Bałtyku od niechybnej śmierci uratował go oficer mechanik statku badawczego R/V Baltica. I tak oto Baltic został psem okrętowym.





Książkę zgłaszam do wyzwań: Powrót do dzieciństwaWyPożyczone oraz Czytam, ile chcę.

Nasze jesienne prace

Choć w kalendarzu jeszcze jesień, to na dworze już bardziej zimowo. Piękne,kolorowe liście, kasztany, grzyby powoli odchodzą w niepamięć. Mały czeka na pierwszy śnieg, ja myślę już o Świętach.
A póki co wklejam tu zdjęcia naszych jesiennych prac. Niektóre powstały w domu, inne w przedszkolu. Zdobiły naszą lodówkę i pianino, teraz musza zrobić miejsce zimowym propozycjom.

 Jeżyk z kolcami z pestek słonecznika powstał w domu.


Te dynie przywędrowały z przedszkola. Jedna z nich jest wyklejana pestkami, które później Mały pomalował.


A tu słodkie jabłuszka. Na posmarowany klejem kształt jabłka sypaliśmy cukier, a potem delikatnie malowaliśmy farbami.

To nasze jesienne drzewa: Moje, Małego i Młodego.


Jesienny kapelusz zrobiony w przedszkolu.


Grzybki również powstały w przedszkolu.



Styropianowy jeżyk, który zamieszkał w koszyku z kasztanami.



Po raz kolejny przeczytaliśmy książeczkę "Skarby jesieni" z serii o sympatycznym lisku Fenku. Choć są to historyjki raczej dla młodszych dzieci, Mały chętnie do nich wraca. 



A zupełnie niedawno Mały odwiedził bibliotekę razem z tata i przyniósł stamtąd takie cudo.



Króciutkie wierszyki pani Małgorzaty Strzałkowskiej i piękne ilustracje pani Elżbiety Wasiuczyńskiej wydane przez Media Rodzina. 
Czytamy po kawałeczku, zaglądając w kalendarz, wspominając to i owo i planując to co przed nami.



Jesień powoli już żegnamy, a książki zgłaszam do wyzwania: Powrót do dzieciństwa.

środa, 22 listopada 2017

Mali Agenci

Pani Agnieszka Stelmaszyk jest nam znana tylko z bibliotecznych półek. "Kroniki Archeo", "Wybrzeże szkieletów", "Koalicja szpiegów" - te  serie widzę przy każdej wizycie w wypożyczalni, ale do czytania Młody za każdym razem wybiera coś innego.
Natomiast Małemu na hasło "Mali agenci" zaświeciły się oczy. Co prawda najbardziej lubi książki o zwierzętach, ale tajni agenci to coś co zainteresuje chyba każdego chłopaka - zwłaszcza takiego, który każdego dnia ma obok siebie armię niewidzialnych, którzy pomagają mu w każdej sytuacji.


Książka "Mali agenci" to zbiór 9 opowiadań o przygodach 6 dzieciaków w wieku 4-8 lat. Pewnego dnia przyjaciele poznają Agenta 005 i zostają zwerbowani do służby Małej Królowej. Od tej pory prowadzą podwójne życie. Niby co dzień chodzą do przedszkola i szkoły, ale w razie potrzeby, wyposażeni w specjalistyczne gadżety zamieniają się w Małych Agentów.
Dzieciaki mają mnóstwo pracy. Przeganiają wiedźmę Śmieciuchorę, Duchy Babaluchy  i krwiożercze Bugorki, odzyskują pierścień szyfrujący ważne dokumenty, pomagają małemu smoczusiowi wrócić do swojego stada, unieszkodliwiają gang Pingwiniarzy, bezpiecznie eskortują skarb skrzatów no i ratują panią Zimę.
A wszystko to przy użyciu sprzętów, o których zwykłe dzieciaki mogą tylko śnić: radary, piszczałki ultradźwiękowe, bransoletki wysyłające paraliżujące promienie, pistolety laserowe, kapsuła pościgowa,hełm z noktowizorem - to tylko część ich wyposażenia.



Mały przez kilka dni bardzo chciał zostać Tajnym Agentem Małej Królowej. Ale ponieważ nie zgłosił się do niego Agent 005, wrócił do szkolenia swoich Niewidzialnych i wraz z nimi szykuje się na kolejną ważna misję :)

Książkę zgłaszam do wyzwań: Powrót do dzieciństwaWyPożyczone oraz Czytam, ile chcę.

P.S. Zdjęcia do postu robił Mały :)

"Czarownica piętro niżej"

Kiedy opisywałam tu przeczytane przez nas książki Marcina Szczygielskiego, Buba z Bajdocji w komentarzu poleciła nam jeszcze jedną pozycję tego autora - "Czarownica piętro niżej". Zaczęłam rozpytywać tu i ówdzie i oto mam - jedna z koleżanek pożyczyła mi do przeczytania.
Pochłonęłam w czasie weekendu i zachwyciłam się tak jak Buba.



Ośmioletnia Maja marzy o wakacjach z rodzicami nad morzem. Niestety przedwczesne narodziny jej młodszej siostry niweczą plany rodziny. Mama całymi dniami czuwa w szpitalu przy inkubatorze, tata musi pracować. Dziewczynka zostaje więc umieszczona u cioci swojej mamy zwanej Ciapcią.

Starsza pani mieszka w kamienicy, a w jej mieszkaniu czas jakby się zatrzymał: czarno-biały telewizor, wanna zamykana w skrzyni, uszczerbione kubki i pranie robione raz w miesiącu w wielkim kotle na piecu. Maja początkowo głośno protestuje na wieść o tym, że ma tu spędzić cale wakacje, ale kiedy poznaje gadającego kota, wiewiórkę, która udaje, że jest lisicą, ducha Oskara, uznaje, ze te lato, wcale nie będzie takie złe.

Książka pełna jest magii, fantastyki, a przy tym napisana tak lekko i optymistycznie, że pochłonęłam ją z wielką przyjemnością. Jako dziecko nie lubiłam, takich historii, twardo stąpałam w realnym świecie. Młodemu też nie polecę, bo choć on uwielbia fantastykę, to uważam, że jest to opowieść dla ciut młodszych dzieci (lub dorosłych, którzy wciąż mają w sobie coś z dziecka). Myślę, że książka bardzo spodobałaby się Małemu, ale póki co przeraża mnie czytanie na głos tych 306 stron. Kiedy dobrze opanuje sztukę czytania Czarownica na pewno do nas powróci.

Książkę zgłaszam do wyzwań: Powrót do dzieciństwaWyPożyczone oraz Czytam, ile chcę.

środa, 8 listopada 2017

Przygody w filharmonii

Cała nasza rodzinka lubi muzykę. I to nie tylko słuchać, ale i tworzyć. Każdy z nas ma jakiś instrument, z którego potrafi wydobywać mniej lub bardziej czyste dźwięki.
Mąż amatorsko gra na gitarze. Nauczył się też grać na trąbce i przez pewien czas należał do orkiestry strażackiej. Jednak trąbka to instrument, który wymaga wielu ćwiczeń i niestety brak czasu i kłopoty ze zdrowiem sprawiły, że wylądowała w czeluściach szafy. Może kiedyś nadejdą dla niej lepsze czasy.
Ja w szkole podstawowej i w liceum śpiewałam w chórze i grałam na flecie prostym. do dziś czasem po niego sięgam,żeby wydobyć jakąś melodię.
Kiedy przeprowadziliśmy się na wieś, odkupiliśmy za grosze pianino. Ładnie wkomponowało się w nasz salon,a mąż umyślił sobie, że wraz z Młodym będą uczyć się grać. Młody wytrzymał rok i stwierdził, że to instrument nie dla niego. Pianino stało, porastało kurzem i kiedy już chcieliśmy je sprzedać, Mały wręcz wykrzyczał nam, że zawsze marzył o tym by nauczyć się grać. Nasz sześciolatek już drugi rok chodzi do studium muzycznego, gra na obie ręce ponad dwadzieścia utworów, czyta nuty, czasem sobie coś komponuje i uwielbia pianino. Na urodziny dostał od nas ukulele, mąż pokazał mu kilka chwytów i Mały już coś tam pobrzdąkuje. A Młody? Nie chwyciło pianino, z gitarą też mu nie wyszło, w końcu stanęło na perkusji. Kupiliśmy używany instrument, znaleźliśmy nauczyciela i coś ruszyło. Wprawdzie bez takiej pasji jak u Małego, za to z talentem. Wszyscy się dziwią, jak my wytrzymujemy takie bębnienie w domu, ale tego da się słuchać, naprawdę.

Skoro wszyscy lubimy muzykę staramy się od czasu do czasu zabierać chłopców na różne koncerty. Wprawdzie trudno jest znaleźć coś, co zainteresuje cała naszą czwórkę i dlatego często się dzielimy i chodzimy parami. Ale czasem się udaje wyjść gdzieś całą rodziną. W zeszłym roku zaryzykowaliśmy i poszliśmy wszyscy na Poranek Noworoczny do NOSPR-u. Baliśmy się, czy Małego nie znudzi tak długi koncert. Na szczęście on świetnie się bawił naśladując dyrygenta lub muzyka grającego na talerzach.

Ciekawe koncerty proponuje też Filharmonia Śląska w ramach cyklu Filharmonia Malucha. Tu co prawda trochę nudzi się Młody, bo koncerty przeznaczone są dla niemowlaków i przedszkolaków, ale póki co wybraliśmy się na 2 takie wydarzenia.
Na pierwszym z nich, jeszcze w zeszłym roku dzieci poznawały instrumenty perkusyjne, na ostatnim - instrumenty dęte blaszane. Schemat koncertu jest zawsze taki sam. Najpierw dzieci słuchają kilku utworów siedząc grzecznie na widowni. Na znak prowadzących wychodzą z rodzicami na scenę, siadają wśród muzyków (których zazwyczaj jest tylko kilku, nie cała orkiestra) i aktywnie biorą udział w dalszej  części koncertu. Po zejściu ze sceny muzycy wykonują jeszcze parę krótkich utworów za zakończenie. Całość to godzinka, w czasie której dzieci naprawdę się nie nudzą.
Najbardziej wytrwali po koncercie mogą wejść jeszcze raz na scenę, zrobić sobie fotki z muzykami lub przymierzyć się do instrumentów.
Na koncerty dzieci mogą przynosić własne instrumenty. Na ostatnim dostały zadanie, by przynieść własnoręcznie wykonany instrument dęty. Nasz ambitny tatuś szybko wygrzebał w czeluściach Internetu instrukcję wykonania fujarki z marchewki. W ruch poszły rozmaite narzędzia i na koncert chłopcy stawili się z takimi oto instrumentami.


Ale koncerty to nie wszystko co oferuje Filharmonia.
Z okazji Międzynarodowego Konkursu Dyrygentów zorganizowano tam dwie ciekawe imprezy, w których wzięliśmy udział.

Muzyczny Escape Room umożliwił nam nie tylko rozwiązywanie muzycznych zagadek, ale także zwiedzenie niedostępnych dla widzów zakątków filharmonii. zadania były cztery. Dwa pierwsze wykonywaliśmy wspólnie z inną trzyosobową rodzinką i wymagały one od nas przede wszystkim spostrzegawczości i logicznego myślenia. Mały świetnie się bawił szukając w salach ukrytych kopert ze wskazówkami. Młody miał okazje popisać się wiedzą. Kolejne zadania wykonywaliśmy już z większą grupą. Wymagały już one większej wiedzy i gdyby nie to, że w grupie trafiła nam się pani muzykolog, byłoby z nami kiepsko. Jednak zabawa była udana. Na koniec otrzymaliśmy na pamiątkę płyty z muzyką, a Mały jako najmłodszy z naszej drużyny mógł zabrać do domu olbrzymią kolorowankę.



Grę miejską "gdzie jest Maestro nazwaliśmy roboczo "lataniem po Katowicach". Do naszej rodzinnej drużyny dołączyła  moja koleżanka z pracy, która dość dobrze zna topografie tego miasta.
Aż do rozpoczęcia gry nie wiedzieliśmy dokładnie co nas czeka. Okazało się, że przed nami 10 kilometrowa trasa, 9 punktów kontrolnych, a na nich zadania - sprawnościowe lub logiczne. 

Szybko okazało się, że przy tak nie sprzyjającej pogodzie nie damy rady zaliczyć wszystkich  zadań. Mały już po pierwszym zadaniu zaczął marudzić - prawdopodobnie zupełnie inaczej wyobrażał sobie tę grę i nic mu nie pasowało. Dlatego do drugiego punktu pobiegli tylko tatuś z Młodym, a trzy inne zaliczyła ekipa ja + Młody + koleżanka. 
A co należało wykonać w poszczególnych punktach?
Oto nasza kolejność.
1. MCK - odgadywanie znanych katowickich miejsc na fotografiach z lotu ptaka
2. Park na Koszutce - ćwiczenia sprawnościowe na placu zabaw - dobrze, że mnie tam nie było :)
3. Teatr Śląski - kalambury - tu popisywał się Mały
4. Kościół Mariacki - odgadywanie symboli religijnych
5. CINiBA - skoki przez skakankę
6. Bulwary nad Rawą - odbijanie piłeczki paletkami
7. Biblioteka Śląska - zadanie z książkami
8. Radio Katowice - test wiedzy i popisy  wokalne Małego
9. Muzeum Historii gitary - szukanie kobzy
W każdym punkcie kontrolnym czekało też dodatkowe pytanie, którego rozwiązanie należało wpisać do krzyżówki po powrocie do filharmonii.






Kiedy zmęczeni i zziębnięci wróciliśmy do filharmonii czekały tam na nas ciepłe napoje i pączki. Nie wygraliśmy gry, ale ją ukończyliśmy z czego jesteśmy bardzo zadowoleni.
Mam nadzieję, że jeszcze nie raz weźmiemy udział w podobnych wydarzeniach.