środa, 11 października 2017

Lato i jesień w Beskidach

Marzyły nam się jesienne wycieczki w góry. Myśleliśmy nawet o tym, by zaszyć się na parę dni w Bieszczadach. Niestety pogoda pokrzyżowała nam plany. Złotej polskiej jesieni w tym roku po prostu nie ma. Cały czas leje i wieje, a te dni, kiedy na krótko wychodzi słońce wykorzystujemy na porządki w ogrodzie.

Na szczęście na przełomie sierpnia i września udało nam się trochę powędrować po beskidzkich szlakach. Zamiast taty, który musiał być w pracy wzięliśmy ze sobą dziadka, robiąc mu tym podwójną frajdę. Mógł pochodzić po ukochanych górach w doborowym towarzystwie wnuków.

W sierpniu wybraliśmy się na Szyndzielnię.
Na szczyt wjechaliśmy kolejką gondolową, co było niemałą atrakcją dla chłopaków.




Po zaopatrzeniu się w znaczek turystyczny i pieczątki do książeczek GOT ruszyliśmy na Klimczok.





Schodząc ze szczytu Klimczoka do schroniska zajrzeliśmy do Chatki u Tadka. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy tego miejsca, choć ja z moim tatą nie byliśmy na Klimczoku pierwszy raz. To drewniana chatka pełna górskich pamiątek. Wokół niej utworzono skalniaki z kamieniami przyniesionymi z innych górskich szczytów, nawet tych najodleglejszych. Każdy z nich opatrzony jest stosowną tabliczką.





Schronisko na Klimczoku to obowiązkowy obiadek, plac zabaw i króliczki. Małemu bardzo się tam podobało.



Mieliśmy ochotę iść jeszcze na Dębowiec, ale byliśmy zależni od rozkładu Kolei Śląskich i baliśmy się, że nie zdążymy na pociąg. Zeszliśmy więc w dół do przystanku autobusowego.

Na drugą wycieczkę z dziadkiem wyruszyliśmy na początku września, wykorzystując jeden z ostatnich ciepłych dni. Znów pojechaliśmy w kierunku Bielska, ale wysiedliśmy trochę dalej, w Wilkowicach-Bystrej. Ze stacji zielonym szlakiem wyruszyliśmy na Magurkę Wilkowicką. Wybraliśmy chyba mało uczęszczaną trasę, bo choć po drodze nie spotkaliśmy zbyt wielu ludzi, w schronisku na szczycie były prawdziwe tłumy.




Wracaliśmy czerwonym szlakiem zahaczając o Chatkę studencką na Rogaczu, gdzie zostaliśmy poczęstowani kawą i herbatą.

W czasie wędrówki chłopcy mieli ważna lekcję, dlaczego do lasu i w góry nie należy zabierać psów. Przed nami maszerowała rodzinka, której ciekawski kundelek rozgrzebał gniazdo leśnych os. Rozzłoszczone owady dotkliwie pokąsały ok. siedmioletniego chłopca, a my musieliśmy przedzierać się przez zarośla, żeby ominąć rój.

Pogoda w tym roku sprzyja grzybiarzom. My też znaleźliśmy dwa podgrzybki, które dziadek zabrał do jajecznicy i takie oto piękne muchomory.



Zachwycaliśmy się też spotkaną gąsienicą, zbieraliśmy szyszki, jarzębinę, gałązki i liście do przedszkolnego, jesiennego kącika przyrody.


Czekamy na lepszą pogodę. Może uda nam się jeszcze gdzieś wyruszyć. A Bieszczady przekładamy na maj. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz