środa, 18 kwietnia 2018

Wielkanoc w Górach Sowich

Chyba stanie się to już naszą tradycją, że Święta Wielkanocne będziemy spędzać wyjazdowo.
Rok temu zdobyliśmy Śnieżnik, w tym roku postawiliśmy na Góry Sowie, w których nigdy wcześniej nie byliśmy.
Planowaliśmy spać w schronisku Orzeł u podnóża Wielkiej Sowy, ale okazało się, że wszystkie miejsca noclegowe były już zajęte. Zupełnie przypadkiem zarezerwowałam więc pokój w gospodarstwie agroturystycznym Arkadia w Głuszycy.
Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Byliśmy sami w ogromnym, pięknym domu ogrzewanym kominkiem, mieliśmy do dyspozycji dużą kuchnię, koło domu biegały 3 koty, koń, osiołek a w stajni mogliśmy podziwiać trzydniowe jagniątko. Chłopcy nie chcieli opuszczać tego miejsca.







Oczywiście w czasie tego pobytu nie siedzieliśmy w domu. Zaraz po przyjeździe ruszyliśmy na szlak, aby zobaczyć ruiny najwyżej położonego zamku w Polsce. Zamek Rogowiec nie zachwycił. Owszem, ruiny choćby najmniejsze, zawsze budzą ciekawość, ale tony śmieci dookoła już nie. Nawet nie chciało mi się robić zdjęć.


Na szczęście po drodze, choć pogoda nie rozpieszczała mogliśmy już podziwiać piękne widoki.






Drugi dzień naszego pobytu to górska wycieczka na Wielką Sowę. Żeby nie było nudno poszliśmy oczywiście dłuższą drogą zahaczając o Jelenią Polanę i Małą Sowę.


Naszymi przewodnikami były takie oto wielkanocne kurczaki.





Im wyżej tym trudniej - szlak stawał się coraz bardziej oblodzony. Ale daliśmy radę i po 14 mogliśmy podziwiać widoki z wieży widokowej na Wielkiej Sowie.
Droga powrotna była już dużo krótsza. Chłopcom burczało w brzuchach więc pędzili w dół wiedząc, że będziemy mijać dwa schroniska. Niestety jedno z nich "Sowa" bardzo nas zawiodło. W porze obiadowej można było tam zjeść jedynie flaczki na co nie skusiliśmy się.


Na szczęście schronisko "Orzeł" oferowało już bardzie urozmaicony jadłospis, napełniliśmy więc nasze żołądki i ruszyliśmy ma parking do samochodu.

Ponieważ pora była jeszcze dość wczesna, przed powrotem do naszej Arkadii postanowiliśmy zrobić sobie małą wycieczkę samochodową, by zobaczyć co jeszcze ciekawego znajduje się w pobliżu.

Podjechaliśmy pod Sztolnie Walimskie, niestety nie załapaliśmy się już na zwiedzanie.


Chłopcy mieli za to niezłą zabawę przy replikach broni z okresu II Wojny Światowej.


Odkryliśmy też mały browar przy pałacu w Jedlinie gdzie rodzice (głównie mama) degustowali lokalne trunki


a dzieci bawiły się w samolocie.


W ostatni dzień naszej wycieczki postanowiliśmy zapoznać się bliżej z historią okolicy. Zwiedziliśmy Podziemne Miasto Osówka. Te niedokończone fortyfikacje zrobiły na nas naprawdę duże wrażenie. Do tej pory zastanawiam się, jakie chore plany istniały w głowie Hitlera, jak wyglądałby ten świat, gdyby nie udało się zakończyć tej wojny.

Wróciliśmy też do Jedlinki gdzie wraz z przemiłą panią przewodnik zobaczyliśmy co kryje w sobie Pałac oraz replikę wagonu sztabowego"Amerika"




W planach mieliśmy jeszcze kilka miejsc, ale trzeba było wracać do domu. Póki co planujemy już kolejne wycieczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz