A tam zabawa na całego.
Najpierw puszczanie kaczek na wodzie i liczenie, który kamień pobije rekord odbić od tafli rzeki.
Wstyd się przyznać, ale ja jako jedyna z całej rodziny nie opanowałam tej trudnej sztuki. Niby wiem, że połowa sukcesu to odpowiedni, płaski kamień. Chłopcy uczyli mnie też odpowiedniego zamachu - ale nic z tego. Niekwestionowanym mistrzem w puszczaniu kaczek jest oczywiście tata, którego rekord to 10 odbić. Młody, swoją własną, leworęczną techniką puszcza już nawet 7, a Mały stawia swoje pierwsze kroki w tej zabawie puszczając 3 lub 4 kaczki.
Wizyta nad rzeką to również obowiązkowa budowa tamy lub mostu z kamieni. Mały mógłby się tak bawić do zmroku i za każdym razem miał do nas żal, że nie pozwoliliśmy dokończyć budowli.
Czasami udawało mi się też wciągać chłopaków w jakieś inne zabawy Na przykład budowanie wieży z kamieni. Trzeba przyznać, że nie jest to łatwe zadanie. Ale satysfakcja z postawienia największej wieży ogromna.
Zabrałam też z domu prostą grę, którą znalazłam w wycinankach, które Mały przyniósł z przedszkola. Składa się ona z 24 kartoników w dwóch kolorach z liczbami od 1 do 12. Zielone kartoniki oznaczają - dodaj, zaś szare - odejmij. Choć instrukcja gry proponowała rozgrywki z wykorzystaniem klocków - my graliśmy kamykami. Każdy ciągnie po kolei kartonik z zakrytego stosu i dobiera lub oddaje odpowiednią ilość kamieni.
Kiedy do gry włączył się Młody padło pytanie: a co z liczbami ujemnymi, przecież gdy masz 4 kamyki, a wylosujesz, że masz odjąć 6 to masz kamykowy dług. Ale Mały chociaż zrozumiał o co chodzi, nie chciał zgodzić się na takie zasady gry.
Myślę, że tę prostą grę matematyczną jeszcze nie raz wykorzystamy, kamyki, patyki, liście są przecież wszędzie.
A tymczasem zgłaszamy się do projektu Matematyka w plenerze.
Brawo! Wieże, kamienie, liczby ujemne, gra - tyle pomysłów ;-)
OdpowiedzUsuń