Bo dobrze czyta się książki, które są po prostu życiowe.
Basia ma 6 lat, starszego brata Janka i młodszego Franka. Ma też zapracowanych rodziców, którzy wcale nie są cukierkowi i wyidealizowani, którym zdarza się popełniać błędy, którzy pomimo licznych obowiązków są wciąż przy swoich dzieciach.
Początkowo na naszej półce zagościły typowe duże "Basiowe" książki.
Ale kiedy w sprzedaży pojawiły się wersje kioskowe, zaczęliśmy gromadzić te zeszytowe wydania. Tekst przecież ten sam, a są tańsze i zajmują zdecydowanie mniej miejsca na półce.
Niedawno przeczytaliśmy z Małym dwie opowiastki z życia Basi. Jak zwykle zostały przyjęte z entuzjazmem, tym bardziej że obie dotyczyły wyjazdów, a i nasza rodzinka dość często ostatnio podróżuje.
"Basia i narty"
Mały bardzo chciałby nauczyć się zjeżdżać. Ilekroć zima jesteśmy w górach spogląda tęsknym okiem w kierunku wyciągów. Niestety my z mężem nie jeździmy, narciarstwo to nie nasza bajka. Chłopakom tłumaczymy, że kiedy podrosną, będą mogli spróbować, przy nas ten sport odpada. Za to przecież proponujemy im dużo innych aktywności.
Basia też chce nauczyć się jeździć, tak jak tata i starszy brat. Ale nauka z tatą to wcale nie taka bułka z masłem jak się początkowo wydaje. Na szczęście na stoku pojawia się wujek Grześ. On ma więcej cierpliwości do początkujących narciarzy.
"Basia i podróż"
Basia wyjeżdża na Wielkanoc w góry. To zupełnie tak jak my. Tylko,że u nas prowadzi tata. Mama na szczęście nie ma prawa jazdy. Mama Basi może prowadzić i decyduje się wyruszyć z długą podróż bez taty, za to z trójką dzieci na pokładzie. Po lekturze tej książeczki Mały przyznał, że może to i dobrze, że nie mam prawa jazdy.
I jak tu nie lubić Basi.
Przeczytane książki zgłaszam do wyzwania Powrót do dzieciństwa
A że Basię lubimy baaardzo to często gramy jeszcze w basiową grę w kolory. O!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz