Są takie książki, które chciałabym mieć na zawsze na swojej
półce. Kiedy w księgarni po raz pierwszy zobaczyłam „Pokój” Emmy Donoghue,
pomyślałam sobie, że koniecznie muszę ją kupić. Kusiła okładka, recenzja na
odwrocie, a nawet plakaty filmowe reklamujące ekranizacje tej powieści. Ale
czas leciał, a ja ciągle odkładałam ten zakup na później.
Wreszcie, zupełnie przypadkiem dorwałam ją w bibliotece.
Po przeczytaniu pierwszych rozdziałów stwierdziłam, że
dobrze, że jej nie kupiłam. Strasznie rudno jest czytać o wielkiej krzywdzie
wyrządzonej dziecku. Gdy dotarłam do końca żałowałam, że jednak nie mam
jej w swoich zbiorach.
„Pokój” to historia pięcioletniego chłopca, dla którego cały
świat ma kilka metrów kwadratowych, zamykane na głucho drzwi, okno dachowe, w
którym widać jedynie słońce i księżyc.. Jack urodził się w niewoli jako owoc
gwałtu. Jego mama została porwana przez szaleńca i uwięziona w starej szopie,
przerobionej na pokój mieszkalny. Stary Nick przychodzi do niej co noc, dlatego
mały Jack śpi w szafie. W ciągu dnia matka próbuje stworzyć chłopcu choć
namiastkę normalności. Pomimo braku zabawek jej synek nigdy się nie nudzi.
Razem budują tor treningowy i ćwiczą, wykonują przeróżne prace plastyczne
wykorzystując do tego opakowania po produktach spożywczych, uczą się czytać i
pisać. Czytając opisy tych zabaw nie raz robiłam sobie rachunek sumienia: czy
ja bym tak potrafiła, czy miałabym aż tyle cierpliwości do własnego dziecka. I
mimo, że nie jest to historia oparta na faktach, było mi szczerze żal małego
Jacka. Jak wiele stracił w swoim życiu, jak wielu wrażeń go pozbawiono. Dzięki
tej książce zaczęłam głębiej dostrzegać to co mam wokoło, to co posiadają moje
dzieci, to czego mogą doświadczać na co dzień.
Książkę czyta się bardzo szybko, ale jej treści pozostaną we mnie na długo.
Książkę zgłaszam do wyzwań: WyPożyczone, Czytam, ile chcę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz