Nigdy nie odstraszała mnie grubość książek, wręcz
przeciwnie: im więcej stron tym lepiej.
Dlatego odważnie sięgnęłam po to tomisko – tylko 764 str.
Niestety już przy setnej miałam ochotę oddać ją z powrotem
do biblioteki. To nie moja bajka pomyślałam sobie. I gdyby nie autor, do którego mam pewne zaufanie, pewnie tak by
się stało.
Erica – Emmanuela Schmitt poznałam chyba już w liceum
czytając „Oskara i panią Różę”. Potem dość długo żyłam w przekonaniu, że to
jedyna książka, którą napisał. Kilka lat temu w rozmowie ze znajomym usłyszałam
o kolejnej książce tego autora. Namówiłam panią z wiejskiej biblioteki do
zakupu i tym sposobem mogłam poznać„Dziecko Noego” - historię żydowskiego chłopca ukrywanego w czasie wojny w
katolickim klasztorze.
Niedawno odkryłam, że biblioteka w mieście wzbogaciła się o
kolejne powieści Erica – Emmanuela
Schmitt. Najpierw sięgnęłam po zbiór opowiadań „Małżeństwo we troje”. Następna
była „Tajemnica pani Ming” - opowieść o
Chince, która w niezwykły sposób stała się matką dziesięciorga dzieci.
No a teraz „Papugi z Placu d’Arezzo” .
Tytułowy plac mieści się w Brukseli. Słynie z tego, że jest
zamieszkiwany przez stado różnobarwnych, egzotycznych papug. Prawdopodobnie
zostały wypuszczone przez brazylijskiego konsula, który nie mógł zabrać ich ze
sobą wracając do Rio.
Poza papugami plac ma jeszcze wielu innych mieszkańców w
różnym wieku, o różnych zawodach i upodobaniach. Pewnego dnia każdy z nich
znajduje wśród poczty krótki list w żółtej kopercie: „Piszę tych kilka słów po
prostu po to, by Ci powiedzieć, że Cię kocham. Podpisane: Ty wiesz kto”.
„Tajemnicze wiadomości w żółtych kopertach wywracają do góry
nogami spokojne życie mieszkańców placu d’Arezzo. Anonimowe wyznania miłosna
zaskakują, prowokują, dają nadzieję. Za ich sprawą opadają maski…”
„Eric – Emmanuel Schmitt z uwagą przygląda się człowiekowi
we współczesnym świecie, w którym namiętność często myli się z miłością, a seks służy zagłuszaniu
uczuciowej pustki. Mieszkańcy placu d’Arezzo zakochują się, cierpią, uczą się
ufać, czasem bywają samotni – a ich losy układają się w zaskakująca mozaikę
ukazującą całe spektrum możliwych odcieni miłości.”
To fragmenty recenzji z okładki.
Mimo, że książkę czytało się długo, mimo, że ciężko połapać
się kto jest kim, przy takiej ilości bohaterów, uważam ją za godną polecenia i
zgłaszam do wyzwań: WyPożyczone, Czytam, ile chcę, oraz nowe wyzwanieWyzwanie czytelnicze 2017
To chyba najdłuższa książka tego autora. :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, chyba najdłuższa. Ale warto przeczytać.
UsuńPo "Oskarze i pani Róży" kupiłam kilka książeczek Érica-Emmanuela Schmitta, ale to maleństwa były w porównaniu z tym, co przedstawiasz ;-)
OdpowiedzUsuńDo "Oskara" niedawno wróciłam - obejrzałam film :-)
A inne książki Schmitta przeczytałam i... zapomniałam. Hm... Stoją i się kurzą.
Na mnie czeka jeszcze jedna. Wypożyczyłam już dawno temu, ale jakoś nie mogę się zebrać.
Usuń