poniedziałek, 26 marca 2018

Tangram z jajem

Jedną z zabaw proponowanych przez "Kubę i Bubę" był tangram.
Tangramów w naszym domu wiele, bo oprócz takiego trwalszego z plastiku, wydanego przez Grannę, mamy jeszcze kolorowe wersje papierowe, które były dodawane do różnych wyprawek podręcznikowych.
Mały jak to Mały, ponieważ tangram był już mu znany, zainteresował się nim tylko na chwilę. Dlatego zaproponowałam mu tangram z jaja. Znalazłam go już dawno temu u Buby z Bajdocji.
Teraz wydrukowałam, podkleiłam i porozcinałam.



Najpierw Mały układał według wzoru wielkanocne obrazki. Wybrał sobie kurczaczka i zajączka.



Później pomieszaliśmy wszystkie elementy i próbowaliśmy złożyć w całość tak, aby dwa kolory nie sąsiadowały ze sobą.


Zdjęcia jak zwykle w pośpiechu wyszły nam byle jakie, ale myślę, że Buba zaliczy nasze łamigłówki do wielkanocnego projektu Matematyka na Święta.



"Szukaj mnie wśród lawendy"

Ta trylogia to książki podwójnie wypożyczone. Mama wypożyczyła je ze swojej biblioteki, a ja widząc je na półce w jej domu pożyczyłam od niej. Przeczytanie trzech części zajęło mi raptem 5 dni, bo czyta się je miło, łatwo i przyjemnie.


Te trzy pozycje autorstwa Agnieszki Lingas - Łoniewskiej to historie trzech sióstr. Każda ma za sobą niespełnioną miłość, tajemnicę z przeszłości, jakieś niedomówienia. I choć wszystkie trzy wiodą z pozoru szczęśliwe życie, to ciągną się za nimi cienie z przeszłości.
Zuzanna, perfekcyjna szefowa działu sprzedaży w firmie farmaceutycznej straciła niegdyś miłość Roberta.
Zofia, matka Jacka i Agaty, żona Adama została wplątana w spisek dwóch kochających ją mężczyzn.
Gabriela wciąż kocha Ivo - ojca swojego syna, mimo, że ich drogi już dawno się rozeszły.
Jednak na małej chorwackie wyspie Korculi każda z sióstr odnajduje swoja miłość i swoje szczęście.

Czytając ich historie wcale nie marzyłam, że takich romantycznych historii nie było w moim życiu.Żałuję jednak, że nie mam siostry. Więź opisana między siostrami Skotnickimi jest niesamowita. Zawsze mogą na siebie liczyć, wzajemnie się wspierają, są dla siebie przyjaciółkami i powierniczkami. Takiej siostry w życiu bardzo mi brakuje.

Książki zgłaszam do wyzwań: WyPożyczone oraz Dziecięce poczytania Bonusowe,

sobota, 24 marca 2018

Zabawy z Kubą i Bubą

Przeczytaliśmy "Kacperiadę" więc przyszedł czas na Kubę i Bubę. Mały na dobre zakolegował się z tą parą sympatycznych, choć ciągle kłócących się bliźniaków.
Na naszej półce stoją dwie książki z tej serii:
"Kuba i Buba czyli awantura do kwadratu"




oraz "Słodki rok z Kubą i Bubą"



Po ich przeczytaniu szybko musiałam pędzić do biblioteki po jeszcze. Udało mi się zdobyć:
"Tu i tam z Kubą i Bubą"



oraz "Kuba i Buba w szpitalu"



Książki są o tyle fajne, że oprócz krótkich opowiadań zawierają także różnorodne zabawy. Najfajniejsze są chyba w pierwszej książce "Kuba i Buba czyli awantura do kwadratu". Część z nich np. zagadki, quiz, labirynt czy różnice wykonaliśmy w łóżku, od razu po czytaniu. Gimnastyka i ćwiczenia na proste plecy były zajęciem na weekendowe poranki. Tangram i gra planszowa wypełniły nam dwa popołudnia. Zabawy plastyczne jeszcze przed nami.



W dwóch pozycjach, które mamy własne czyli  "Kuba i Buba czyli awantura do kwadratu" oraz "Słodki rok z Kubą i Bubą" opowiadania nawiązują do konkretnych świąt, dni czy wydarzeń roku. W "Słodkim roku..." zgromadzone są oczywiście przepisy na każdą okazję. Mały ma oczywiście wielką ochotę na pieczenie i gotowanie, ale okazało się że część przepisów mamy już wypróbowanych. Uwielbiamy domowy mus jabłkowy, co rok, a nawet częściej pieczemy pierniczki wigilijne, a bułeczki z tęsknotą wolimy w wersji z jagodami. Inne przepisy na pewno jeszcze wypróbujemy.



Kolejne książka "Tu i tam z Kubą i Bubą" oprócz zagadek, przepisów oraz gier zawiera ciekawe propozycje na spacery po Warszawie i nie tylko.
Co prawda nie zamierzamy tak jak bliźniaki pobijać rekordu Guinnessa w jak najszybszym zwiedzaniu Warszawy, ale do naszej listy miejsc, które koniecznie musimy zobaczyć dopisaliśmy Łazienki oraz Grób Nieznanego Żołnierza.



Jako ostanie przeczytaliśmy "Kuba i Buba w szpitalu". Ta książka chyba najmniej zachwyciła Małego ponieważ on panicznie boi się szpitala i wszystkiego co z nim związane. Ale intencją autora było pewnie oswojenie dzieci z chorobą, lekarzami, szpitalem. Oczywiście hospitalizacja chorych bliźniaków staje się dla nic prawdziwą przygodą, a pracujący tam lekarze i pielęgniarki pewnie odetchnęli z ulgą po ich wypisie. Przy okazji Kuba i Buba wyjaśniają dlaczego warto słuchać wskazówek lekarza, do kogo zwrócić się o pomoc, gdy ktoś bliski zachoruje, czym jest tajemnica lekarska, a także co można, a czego nie można robić w szpitalu. Jednym słowem garść poważnych informacji przekazana z humorem, w przyjazny trafiający do dzieci sposób.




Kuba i Buba pewnie jeszcze nie żegnają się z nami.Do ich zabaw i historii będziemy pewnie nie raz wracać. Marzy mi się też film na podstawie książek pana Kasdepke.
A tymczasem książki zgłaszam do wyzwań: WyPożyczone oraz Dziecięce poczytania Bonusowe,


poniedziałek, 19 marca 2018

Kacperiada

Postanowiłam sobie w tym roku przeczytać Małemu wszystkie, a przynajmniej większość książek Grzegorza Kasdepke. Na pierwszy ogień poszedł "Inżynier Ciućma" oraz "Bodzio i Pulpet" - książki, które do dziś Mały wspomina. Teraz zaś skończyliśmy czytać "Kacperiadę"


Pamiętam, że była to pierwsza książka, którą wypożyczyłam z biblioteki dla Młodego. Miał on wówczas nieco ponad 3 lata i ta książka nie bardzo go zaciekawiła. Mimo, że opisuje przygody małego Kacpra to język i humor "Kacperiady" przeznaczone są dla nieco starszych czytelników. Może to przez to że narratorem jest tu tata, który opowiada o ich codzienności z punktu widzenia osoby dorosłej? Siedmioletni Mały był już bardziej zainteresowany słuchaniem tych opowieści i o wiele więcej z niej rozumiał. Albo i nie rozumiał. No bo jak tu można iść do przedszkola i w pospiechu zapomnieć zabrać dziecko ze sobą? Albo mówić dziecku, że się sprzeda jego uszy. Ale ogólnie zaśmiewał się przy czytaniu tej książeczki i bardzo mu się podobała. Teraz musimy zapolować w bibliotece na drugą część przygód Kacpra, która została wydana niedawno.


Książkę zgłaszam do wyzwań: WyPożyczone oraz Dziecięce poczytania Bonusowe

Dzień Lasu w Śląskim ZOO




Już jakiś czas temu na stronie Śląskiego ZOO wypatrzyłam informację o planowanych atrakcjach na rok 2018. Do Chorzowa nie mamy daleko. Dlatego postanowiliśmy, że w tym roku zostaniemy Zooodkrywcami.


Aby zostać Zooodkrywcą należy wziąć udział w sześciu grach terenowych organizowanych na terenie zoo.
Pierwsza z nich zorganizowana została z okazji Światowego Dnia Lasu, co bardzo ucieszyło Młodego.


Program imprezy był super. Oprócz gry zoo przewidywało warsztaty botaniczne, wykład leśnika, sadzenie drzewek spacer po zoo z przewodnikiem oraz zabawę w parku linowym. Niestety im bliżej do soboty, oglądaliśmy prognozy pogody i wiedzieliśmy, że to nie może się udać.

Sypnęło już w piątek, ale Młody twardo obstawiał, że nic nie zmusi go do rezygnacji z imprezy.
Tak więc w sobotę rano, tuż przed 10, nie zwracając uwagi na wiatr, mróz prószący śnieg zjawiliśmy się w zoo. Szybko pobraliśmy kartę do gry, mapkę zoo i ruszyliśmy na zwiedzanie i odgadywanie zagadek.


Początkowo byliśmy jedynymi śmiałkami, uczestnikami tej imprezy, dlatego zwierzęta aż wychodziły ze swoich domków zdziwione naszym widokiem.
Pawie przemykały chyłkiem zostawiając fajne ślady na śniegu.


Wielbłądy cmokały ze zdziwienia.


Arui grzywiaste wolały trzymać się w kupie i tylko z daleka nas obserwowały.



Nam było tak zimno, że nawet nie zrobiliśmy zbyt wielu zdjęć. Ale udało nam się przebyć całą trasę i rozwiązać wszystkie zagadki umieszczone na kartkach poprzyczepianych do ogrodzeń wybiegów.




Zadania nie były trudne, idealne dla rodzin z dziećmi. Młody rozwiązywał je bez problemów, Mały pewnie musiałby bardziej pogłówkować. Na szczęście część z nich znajdowała się w ocieplanych pawilonach dla zwierząt, gdzie mogliśmy się przez chwilę pogrzać i w bliżej zaznajomić z niektórymi zwierzakami.




Udało nam się też zdobyć kolejny Znaczek Turystyczny do kolekcji i sfotografować ośnieżoną Śląską Kotlinę Dinozaurów.



Młody wziął też udział w warsztatach prowadzonych przez pracowników Śląskiego Ogrodu Botanicznego. Z zapałem mierzył, opisywał i fotografował wybrane drzewo.


Na koniec zostaliśmy obdarowani przez pracowników Zoo torbą pełną niespodzianek.



Niestety byliśmy zbyt zmarznięci i nie poczekaliśmy na wykład leśnika - teraz żałuję. Nie odbyło się też sadzenie drzewek. Ale imprezę uznajemy za bardzo ciekawą i na pewno wrócimy na kolejne - mam nadzieję, że wtedy już całą rodziną.

A długowłosego Młodego można zobaczyć na facebookowym profilu Zoo tutaj

poniedziałek, 5 marca 2018

Zimowo

Ta zima to mogłaby się już skończyć. Co roku o tej porze mieliśmy już posiane w rozsadnikach selery i pory, czasem nawet pomidory, a teraz mróz taki, że o pracach ogródkowych na razie nawet nie myślimy.
Dodatkowo w tym roku to zimę w zasadzie przechorowaliśmy. Mały zaczął swoą serię w połowie grudnia - zwykłe przeziębenie. Na początku stycznia odkrylśmy najego plecach kilka czerwonych krostek. Początkowo sądziliśmy, że to jakaś kolejna alergia, ale po ilku dniach lekarka rozwiała nasze wątpliwości. To byłpółpasiec na szczęście nie dający żadnych innych objawów w ostaci bólu czy gorączki. Ledwo zaleczyliśmy to dziadostwo tajemniczy wirus zdziesiątkował przedszkole Małego. Po tygodniu lekkiej gorączki wylazło zapalenie ucha. Po feriach Mały był w przedszklu 2 tygodnie i teraz kończymy leczyć bostonkę. Tu na polu bitwy z chorobą poległ także Młody.
Oj nie łatwa była ta zima.

Nie robiliśmy w tym roku żadnych zimowych wycieczek. Na szczęście Młody w czasie ferii wyjechał na zimowisko do Zakopanego, gdzie całkiem niespodziewanie nauczył się jeździć na nartach. Mały nie chciał być gorszy i dwa razy udało mu się pojechać z tatą na niewielki wyciąg narciarski do Smolenia. Tam po dwóch lekcjach z instruktorem Mały samodzielnie wjeżdżał orczykiem i zjeżdżał w dół. A mama tylko stała i robiła zdjęcia.


W czasie feryjnej nieobecności Młodego, odkryliśmy z Małym, że naprzeciwko domu, w niewielkim zagajniku mamy swoje prywatne lodowisko. Bajorko, które tworzy se tam zawsze między drzewami zamarzło, tworząc grubą pokrywę lodu. Mały mógł się tam ślizgać do woli, a gdy wrócił starszy brat grali nawet z hokeja i w curling.



Starałam się też zainteresować Małego przyrodą, dlatego wybraliśmy się na zimowy spacer po lesie szukać tropów zwierząt. Niestety Mały w głowie miał tylko zimowe harce,  wiec nasza wycieczka szybko zakończyła się na lodowisku.

Oto co udało nam się sfotografować:







Zima na szczęści się już kończy. Zaczynamy planować wiosenne wyjazdy.
Natomiast do naszego ogrodu zaczęły wybierać się sarny. Widocznie w lesie wszytko już wyjadły i przychodzą grzebać na naszych grządkach. Mam nadzieję, że to znak, że już wkrótce zrobi się ciepło i  będziemy mogli ruszyć z pracami ogrodowymi.

sobota, 3 marca 2018

"Jesteś moja dzikusko"

Dość długo nie wiedziałam co oznacza hasło "new adult", które pojawiało się w niektórych recenzjach książkowych. Kiedy w końcu dowiedziałam się o co chodzi, stwierdziłam, że to książki nie dla mnie, ja to już przecież "Stara baba" jestem. Ale przyszedł czas, że przeczytałam pierwszą pozycje z tej kategorii.
Skłoniło mnie do tego nazwisko autorki, które często spotykam na internetowych stronach. Kiedyś czytałam już inną książkę p. Agnieszki Lingas - Łoniewskiej i bardzo mi się podobała.
Tym razem w bibliotece wypatrzyłam "Jesteś moja dzikusko". Przeczytałam i mogę powiedzieć, że jednak "new adult" to nie dla mnie.


Książkę czytało się dobrze, szybko ale problemy dzisiejszej młodzieży, zwłaszcza tej, która już przed maturą rozbija się drogimi samochodami, to nie moja bajka. Może gdybym miała trochę mniej lat historia osieroconej Natalii i porywczego Antoniego bardziej by mnie poruszyła, ale teraz traktuję ją jako lekturę, którą można szybko przeczytać i równie szybko przejść do następnej książki.

Mimo wszystko książkę zgłaszam do wyzwania WyPożyczone.