Za namową mojej koleżanki kilka lipcowych poranków spędziłam w lesie - na jagodach, których w naszych okolicach w tym roku jest bardzo dużo. Mały początkowo wybierał się ze mną, ale gdy usłyszał, że będę w lesie przez kilka godzin, praktycznie w jednym miejscu, a on nie będzie się mógł ode mnie oddalać tylko też będzie musiał zbierać jagody - zrezygnował. A ja co dziennie przywoziłam dwa takie oto pojemniczki.
Część zbiorów zamroziłam, a resztę zużyliśmy do wypieków. I tu już Mały mógł się wykazać. W dalszym ciągu uwielbia piec, choć robi to już rzadziej niż na początku pandemii.
Na początku oczywiście jagodzianki. Te na zdjęciu są z tego przepisu, ale Mały razem z tatą upiekł jeszcze inne, z posypką z mąki kukurydzianej. Były tak dobre, że nie zdążyłam sfotografować - tak szybko zniknęły.
Chłopcy mieli fioletowe języki, a ja dodatkowo palce.
A nasze fioletowe wspomnienie lata zgłaszam do zgłaszam do międzyblogowego projektu Pod kolor, który na swoim blogu prowadzi Buba z Bajdocji.
A ten link przeniesie Was do Bajdocji, gdzie będziecie mogli zobaczyć jak podziałali inni uczestnicy projektu.
Jagodowa smaczna radocha :-)
OdpowiedzUsuń