Wczorajszy dzień spędziliśmy tylko z Małym, Młody szaleje na Zielonej Szkole.
Rano miałam trochę wyrzutów sumienia, bo ostatnie dni spędziłam na pakowaniu walizy Młodego i nic dla Małego nie przygotowałam. Co prawda prezenty dostali w środę, bo wracając z "delegacji" musiałam zakupić odpowiednie pamiątki dla nich.
Na szczęście Mały okazał się człowiekiem niewiele wymagającym od życia. Przede wszystkim stwierdził, że on jest dużym chłopcem, a nie dzieckiem, więc na żadne imprezy dla dzieci nie idzie (a były takie organizowane w sąsiednich miasteczkach). Dał się namówić na pójście do kościoła połączone z wizytą w wiejskim sklepie. A po mszy - niespodzianka. Nie wiem czym Mały sobie na to zasłużył, ale dostał od proboszcza grubą "Biblię dla początkujących" czyli Pismo Święte napisane i zilustrowane specjalnie dla najmłodszych dzieci - takich jak Mały. Dalszy ciąg radości nastąpił w sklepie. Dwa soczki Kubuś (zwane "pić z bananem"), ciasteczka, jajko niespodzianka i czekolada podarowana przez babcię sąsiadkę to szczyt marzeń Małego. A jeszcze sam zauważył, że nie ma brata i nie trzeba się dzielić. Moje dzieci z powodu alergii nie jedzą zbyt często słodyczy, więc jest to dla nich coś wyjątkowego.
Największa uciecha tego dnia nastąpiła po obiedzie. Zamontowaliśmy kupiony dzień wcześniej fotelik rowerowy i wyruszyliśmy na wycieczkę. Co prawda nie trwała zbyt długo, bo Mały "podlewając krzaczki" posikał sobie majtki i spodnie, ale i tak było super i planujemy już następne takie.
Udany był TEN DZIEŃ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz