Karmienie piersią to temat dość kontrowersyjny, szczególnie w internecie. Mnie się udało i może dlatego uważam, że wystarczy chcieć, nie zrażać się tym co mówią inni i można długo dawać dziecku to co się ma najlepszego.
Gdy byłam w ciąży z Młodym, rzadko myślałam o karmieniu. Założyłam, że niemowlę jest karmione piersią i nawet kupując małą butelkę śmiałam się, że to na przyszłość. Gdy się urodził położna wsunęła mój sutek do jego buzi i Młody zaczął ssać -tak po prostu. Ponieważ długo leżeliśmy w szpitalu, szybko przyzwyczaił się, ze ma mamę na każde zawołanie. Dlatego w domu od razu dostał smoczek, inaczej nie mogłabym w ogóle wstać z łózka. Miał ogromną potrzebę przytulania i ssania, a ja przystawiałam go wtedy kiedy chciał, nie patrząc na zegarek, nie martwiąc się tym, że go rozpieszczę. Całe szczęście, że chociaż mama i teściowa nie karmiły piersią zbyt długo, nigdy nie usłyszałam od nich, że robię coś nie tak, bo one robiły inaczej. Tylko tata czasami nieśmiało pytał, dlaczego nie podam dziecku herbatki, przecież pić mu się chce :)
Młody przez 6 miesięcy pił tylko moje mleko i rósł jak na drożdżach. Gdy miał 9 miesięcy wróciłam do pracy, karmień było coraz mniej. Zdarzało się tak, ze wracałam pełna mleka, a w domu Młody najedzony zupką ani myślał pić. Parę tygodni przed jego pierwszymi urodzinami zaopatrzyłam się w puszkę mleka modyfikowanego i postanowiłam przestać karmić. Problem pojawił się tylko jeden - Młody pluł mieszanką, ale o dziwo nie domagał się piersi. Ustaliłam z pediatrą, że skoro sztuczne mleko mu nie smakuje, będzie jadł tylko kaszki na mleku. I tak było do ukończenia 3 r.ż. kiedy to zaczął pić mleko krowie.
Z Małym było podobnie, ale tylko na początku. Również przez 6 miesięcy pił tylko moje mleko, później zaczęłam wprowadzać mu inne posiłki. Ale Mały rósł, zaczął chodzić, mówić i wcale nie zamierzał rezygnować z ulubionego napoju. Bywały dni, że każde pragnienie gasił mlekiem. Gdy po 16 miesiącach wróciłam do pracy zaczęło być to trochę uciążliwe. Czasem po powrocie nie mogłam nawet butów ściągnąć, bo Mały już w przedpokoju wisiał na mnie domagając się mleka. Chciał pić za każdym razem gdy się nudził, szczególnie w pociągu, w autobusie, w samochodzie (a podróżowaliśmy często). Z jednej strony miałam już tego dość, a z drugiej nie potrafiłam tak po prostu zabrać mu tego co tak kocha. Mama z teściową dyplomatycznie milczały, mąż kibicował Małemu, nasłuchałam się tylko od sąsiadek, ale nie przejmowałam się tym w ogóle. W końcu 2 miesiące po drugich urodzinach dojrzałam do tego, że Mały jest już za duży na to, by domagać się mleka w każdej sytuacji. Byłam zmęczona tym, jak często w tłumie ludzi musiałam odwracać jego uwagę od jedzenia, żeby nie musieć karmić publicznie. Wysmarowałam się preparatem o nazwie "Gorzki paluszek" i Mały sam stwierdził, że mleko jest gorzkie. Po kilku ciężkich wieczorach mogłam powiedzieć: tą przygodę uważam za zakończoną.
Dziś z żalem patrze na mamy, które dokarmiają dzieci butelką. Nie odzywam się, bo to nie moja sprawa, ale wiem, że za parę tygodni ich malutkie dzieci odzwyczaja się od piersi. Moje chłopaki, choć alergicy pełną gębą, prawie w ogóle nie chorują, na palcach jednej ręki mogę policzyć podane im antybiotyki.
Cieszę się, że nam się udało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz