Nie cierpię tego zawołania.
Mały nie potrafi bawić się sam, a ja często nie mam ochoty na zabawę tematyczną. Mogę z nim grać w planszówki, malować, wycinać, czytać, układać puzzle, budować Lego wg instrukcji, ale nic nie zmusi mnie do zabawy w tor samochodowy, wielka bitwę żołnierzykami czy park dinozaurów. Podziwiam rodziców w ogromną wyobraźnią, którzy co dzień zasiadają w pokoju dziecięcym i razem z dzieckiem robią w nim ogromny zabawowy bałagan. U nas specami od dobrej zabawy są dziadkowie. Razem z moim bratem zgodnie twierdzimy, że do nas nie mieli tyle cierpliwości co do wnuków. co prawda dziadkowi zdarza się zasnąć na podłodze wśród samochodzików, ale wtedy Małemu wystarcza sama jego obecność.
Niedawno wpadły nam w ręce dwie książki szwedzkiego autowa Ulfa Stark, w których rodzice w najlepsze bawią się ze swoimi dziećmi (choć wydawało mi się, że w literaturze skandynawskiej rodzice są wiecznie nieobecni).
Tata wymyśla dla swoich dzieci bardzo prostą zabawę w szukanie klucza - to coś takiego jak u nas ciepło - zimno, w które tez często się bawimy.
Zabawę troszkę skomplikował fakt, iż młodszy z synów wrzucił klucz do ubikacji,skąd nie udało się go już odzyskać.
Mama miała znacznie trudniejsze zadanie - bawiła się w Indiankę.Wymalowana w barwy wojenne ruszyła z synkiem w teren, pływała w morzu, łowiła ryby.
W obydwu książkach rodzice stanęli na wysokości zadania i bawili się ze swoimi nudzącymi się dziećmi.
Na szczęście przy czytaniu Mały nic nie wspomniał o zabawie w Indian. A może to szkoda, bo może bym się zdecydowała :)
Książki zgłaszam do wyzwań wyzwań Dziecięce poczytania Bonusowe oraz WyPożyczone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz